niedziela, 24 czerwca 2018

Pani Lipa - łagodna i życzliwa, opiekuńcza, w kolejnej odsłonie pokazała mi zupełnie inną twarz.
Ta druga (przewrotnie/odwrotnie na pierwszej fotce) jest... hmm... zdecydowanie męska, bardziej sroga 
i dziwnie przenikliwa. Widzi więcej i patrzy... jakby głębiej. Trwa niestrudzenie. Od lat. Jedno i dwoje.


Oblicze Mocy i (nie)groźna mina czujnego obserwatora. 

niedziela, 17 czerwca 2018


Starego siedliska strzeże ogromna lipa. Dzisiaj pokazała mi twarz. Piękną, łagodną, spokojną.
Odwiedziłam też dobrą przyjaciółkę, wiekową brzozę, która rośnie przy łące i dochowała się maleństwa 
w postaci młodego głogu. Drzewa czują i mają pamięć - tak wiele widziały... Jeszcze nie potrafię z nimi rozmawiać (nieudolne zdjęcia nie oddają wszystkiego, co mogłam zaobserwować w bliskim kontakcie), 
ale wiem, że chcę się tego nauczyć. Mam wrażenie, że chciały się odkryć, porozumieć, podzielić energią, witalnością. Zachęcały, każde na swój sposób. A stara jabłonka strzeliła na 'do widzenia' nadąsaną minkę.
Właściwie poszłam tam po zapachy: lipy, jaśminu i tataraku. Nie zawiodłam się.  Ponadto, oszołomił mnie zapach skoszonej trawy - zapomniałam, jak pachną skoszone łąki - wybornie! uczta dla zmysłów!


wtorek, 12 czerwca 2018

Mnóstwo ludzi, a jednak (czasami) nikogo... więc szukam tego... JEDNEGO. 
Pewnego dnia... i wcale nie tak dawno,  wreszcie znalazłam. Z samego rana, w drodze do pracy, gdy beztrosko rozpromienione słońce zapowiadało pogodny dzień. Zauważyłam Człowieka, spokojnie leżącego pod drzewem na wielkim, zielonym, ładnie przystrzyżonym trawniku... leżącego na plecach, z rękoma pod głową, patrzącego w niebo poprzez poruszaną wiatrem, bogatą koronę młodego drzewa. A może to była grupka drzew - i mogły to być bzy. Zrobiłam "WoooW". Miałam wrażenie, że równie wielkie, zazdrośnie zadziwione "WoW", zrobił cały tłum ludzi ściśniętych w zatłoczonym autobusie. Mogłabym przysiąc, że wszyscy, łącznie ze mną, odwrócili głowy, spoglądając tęsknie przez nagrzane szyby pojazdu.

Po zapisaniu spostrzeżenia, pojawiła się we mnie myśl, że może (???), stworzę własny cykl blogowy, zatytułowany "Wypatrując (tego)... JEDNEGO". Jednego mgnienia, olśnienia, ucieszenia. Takiego... w którym znajdę to "coś".

Zaczęłam rozglądać się uważniej. Kolejny dzień znowu przyniósł niespodziankę. Tym razem przy asfaltowej drodze, przy wjeździe na skoszoną łąkę... leżał Człowiek, w dżinsowych spodniach, sportowej jasnoniebieskiej koszuli i ciemnoniebieskiej czapce z daszkiem, nasuniętej na oczy. Obok, w zasięgu ręki, polegiwał biały pakunek, drugą rękę miał założoną pod głowę...

I dzisiaj, znów to się stało. Przejeżdżając w pobliżu ogrodzonego wzniesienia, którego nigdy wcześniej nie zarejestrowałam, zauważyłam Człowieka... tym razem siedzącego na murku, pod drzewem rosnącym w narożniku oddzielonego ogrodzeniem terenu, po jego zewnętrznej stronie, prowadzącego... po minie sądząc, sympatyczną rozmowę telefoniczną. Zauważyłam, bo przy tym uśmiechał się cały. Wyraźnie poczułam tę jakże naturalną... nieskrywaną i nieskrępowaną radość. Za szybko to wszystko, za szybko mignęło... Jutro dokładniej obejrzę to miejsce. Jutro popatrzę na wszystko jeszcze raz.

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Już jest, już ją mam... dostałam jeszcze ciepłą, od Wydawcy, z pierwszej dostawy :))) 

Gdy jesteśmy zbyt weseli, w rzeczywistości jesteśmy nieszczęśliwi.
Kiedy mówimy zbyt wiele, w rzeczywistości czujemy się niekomfortowo.
Kiedy krzyczymy, w rzeczywistości odczuwamy strach.
W rzeczywistości rzeczywistość nie jest prawie nigdy taka jak nam się wydaje.
W ciszy, w ròwnowadze, w powściągliwości istnieje prawdziwa rzeczywistość i prawdziwa siła.


Virginia Woolf

piątek, 1 czerwca 2018

                             Bosko!  Bosko niebiesko!
Uwielbiam mieszać wodę nogą i obserwować jej kształt. Polecam gorąco, gdy... jest gorąco. Tak jak dzisiaj.
Żar lał się z nieba... i najpewniej za sprawą upału, ale też i Dnia Dziecka, zaczęły przypływać do głowy (dosyć natarczywie!) jakieś figlarne słowa piosenek z dzieciństwa, które śpiewało się ochoczo na obozach wakacyjnych, a właściwie... po obozach, bo dziwnie i na długo zapadały w pamięć. 

Tę, zapisaną poniżej, o kołku, jego wierzchołku i zającu, śpiewałam z koleżankami, wisząc na trzepaku. 
Były też inne zwrotki, na przykład o słupku i o głupku, i o łysych: ojcu, matce i sąsiadce, 
od których dostawałyśmy potwornie zaraźliwej, śmiesznej choroby, zwanej przez dorosłych głupawką.

Było morze, w morzu kołek, 
a ten kołek miał wierzchołek, 
na wierzchołku siedział zając 
i nóżkami wymachując śpiewał tak:
 moje nóżki pachną cudnie, 
rano wieczór i w południe, 
a najbardziej pachną latem, 
zajeżdżają aromatem leśnych ziół :))
***