Mój lipiec. Zdecydowanie. Bo w lipcu czuję się jak ryba w wodzie, a może jednak bardziej jak rak...
bo rak to mój znak ;)))
Tegoroczny lipiec zdecydowanie zaliczam do udanych. Dostałam przepiękny prezent od losu. W dniu moich urodzin na świecie pojawiła się urocza maleńka istotka o znaczącym imieniu: Łucja. Łucja, czyli... niosąca światło.
Ponadto udało mi się odwiedzić Stado. Trzy dni pobytu w otwartej przestrzeni wypełnionej niesamowitą energią koni bardzo mnie wzmocniły, pozwoliły odzyskać przyjazne spojrzenie na świat i poczuć szczęście. Pełnię.
W stadzie odebrałam cenną lekcję odnośnie trapiących mnie... i nas ludzi, dylematów:
cokolwiek to jest, pozwól temu istnieć.